sobota, 23 stycznia 2016

Kryzysowo-pyszne ciasto.. ( bez glutenu,bez mleka )

Na wstępie czuje iż muszę a raczej powinnam.. Nie, po prostu chcę przeprosić... za długą nieobecność...  Dostawałam sygnały iż zniknęłam, co się działo, dlaczego,czy coś będzie...  To są te sygnały,które dają kopa...Ale nawet ten "kop" musi przyjść w swoim czasie...

Co się stało? Szczerze... tak jak do  pamiętnika.... nie wiem po prostu nie wiem.. gorsze dni... słabszy czas... wypalenie?... Tak tj chyba to dobre słowo... wypalenie i zmęczenie materiału... złość.. rozczarowanie... takie zwykle emocje i sytuacje... fakt... czasem jest tak iż te zwykle, skumulowane stają się "niezwykle" wielkie.. przytłaczające... Czułam się jak robot.. Lista, obowiązki, co muszę, co powinnam kiedy i ile...  To są zwykle codzienne czynności.. Ja wiem...      Ja wiem o tym... ale chyba również mam prawo do szału...?..
Nie chce narzekać..   Mam ochotę się wyżalić ...  A i jeszcze pokrzyczeć... nie koniecznie na kogoś... po prostu ..tak  by ewentualne "Obce życie" ooo TAM usłyszało...

Nawet wiadomości nie da się oglądać bo nie ma w nich NIC pozytywnego... nawet pogoda jest do dupy... Globalne ocieplenie -wroćććć! Czekam! Chce słuchać tych marudzących jak to zima była za ciepła a teraz nagle zima jest za zimna?! I jakim prawem w styczniu śmiał spaść śnieg?!  Rozwala mnie to ... Nawet ja w swoim kryzysie  rozumiem pory roku i przyjmuję je takimi jakimi są...
Hmmm... Nawet pory roku mają swoje kryzysy...? No bo +13 w Grudniu- to nie jest norma...

I przyznam się Wam do czegoś! Przyznam się iż nawet nie chciało mi się dbać o własną dietę.. Miałam ochotę - to zjadłam... Z wyrzutami, bo wiedziałam co się będzie działo... ale miałam to w głębokim poważaniu... Czy jest mi z tym źle? I tak i nie . Ale bardziej jednak źle... Jest to również moment, w którym brak dobrego "lidera" ( tego zewnętrznego ) ,który by pomógł ( w takich kryzysach zwłaszcza) dalej iść tą bezglutenowo-bezmleczną droga.. To był czas pt. "gluten-sruten" jak u małej dziewczynki... Ale cóż chyba tak musiało być.. 

Rozmawiałam z Kimś... bo wstyd mi iż się "opuszczam" np. w obowiązkach nazwijmy to "domowych"...  Przełamanie się by to powiedzieć na głos : tak, chcę siedzieć w szlafroku CAŁY dzień! nie chce mi się gotować! nie chce mi się pracować! nie chce mi się CHCIEĆ!.. jest jak koszmar.... jak Święta Bożego Narodzenia bez Kevina...  I właśnie Ona powiedziała mi - napisz to ..może ci ulży.. a na moje pytanie - a jak nie ulży? "No to nie ulży... Ogarniesz się :)  Wiem o tym... Nieskromnie powiem iz ja również to wiem.,...  no bo "zwariować" jeszcze nie pora :)... ale kurcze... miało coś się zmienić... czekam...czekam ... na znak... chociaż zawodowy co by dał mi motywację... nową motywację... wiem czego serce pragnie...ale rozum nie śpi - "On" to ta mądrzejsza strona...
Czyżby? ... Zaczynam wątpić w mądre strony... 


Powoli chce mi się znów "wisieć" nad garami, czuć mix zapachów unoszących się w moim domu.. :) To już sygnał iż M wraca do formy :) kwestia uciekającego czasu... Ciągle mi go brakuje.. dokąd on tak biegnie??? Po co? Po jaką cholerę on tak ucieka? !! Człowiek nie ma czasu dobrze nacieszyć się śniadaniem a już szykuje się do snu... No cóż... Nie szkodzi... :)

Kilka razy siadałam do komputera...Pisałam, ..kasowałam...znów pisałam.. przepisy były...zdjęcia zrobione... i tak myślałam-" wrzuć, wrzuć głupia te przepisy..! i znów "delet"... dlaczego? Bo drogi Czytelniku bardzo Cie szanuję i Twój czas....  Wiem jak ja podchodzę do blogów i ich właścicieli- lubię czuć iż każdy składnik czy słowo jest dopieszczone ! Pukasz się w  głowę? Myślisz ,że zwariowałam? Śmię zaprzeczyć.. Dlaczego? Gdyż osobiście te parę chwil, które mam i spędzam/ poświęcam na czytanie danego bloga czczę.. bo wiem  i czuje iż on jest dziełem dla jego właściciela i  ciesze się iż mogę być częścią  tego dzieła... Tj jak rozkosz gdy uda Ci się coś "nieudawalnego"      ( wiem wiem pewnie nie ma takiego słowa ale wybaczcie  :).

Nie wiem czy coś sie zmieni w moim życiu... nie wiem na ile starczy mi odwagi... nie wiem...           Są jakies nowe plany... ale cóż.... kryzys musi odjeść :) Trzeba się ogarnąć stanąć na nogi, poprawić" koronę" i podbić świat :) Mam wstępny plan na moja regeneracje.. wiem co mi pomaga..

Mam nadzieje iz Was nie wystraszyłam... ?:) Tak chciałam tylko pokazać iz jestem tylko człowiekiem... Każdy z nas ma prawo do kryzysów, furii etc... Tak jak boska Pani Boska z Rodzinki.pl... Krzyczy, płacze, rozczula się i lula...  :)
 

A teraz moi Mili czas posłodzi sobie dzień... ale tak na maxa :)  Poniższe ciasto to bomba słodyczowa..A co!!! :) Ale grzechu warta :)


Składniki :

Ciasto:


- 300 g cukru
- 8 jajek
- 350 g zmielonych migdałów
- 3 łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia
- 400 ml oleju słoneczikowego
- skórka otarta z 2 pomarańczy
- skórka otarta z 1 cytryny


Syrop:

- 100 g cukru
- sok z 2 pomarańczy
- sok  1 cytryny
- 2 łyżeczki cynamonu
- kilka goździków


Jajka utrzyj z cukrem, dodaj olej, migdały wymieszane z proszkiem do pieczenia,  skórką pomarańczowa i cytrynowa i mieszamy aż składniki się połączą. Masę przełóż do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzewamy do 160 Ci pieczemy ok. 1,5 godziny,

Cukier, cynamon i goździki wrzuć do garnuszka  i zalej sokiem z cytrusów i zagotuj. Kiedy zacznie wrzeć, zmniejsz ogień i gotuj parę minut. Odstaw do wystygnięcia.

Ciasto wyjmij z piekarnika, przewróć do góry nogami, zdejmij papier i pędzlem nasącz je syropem. Jak ciasto ostygnie posmaruj je jeszcze raz.



P.S. Przepis pochodzi z "KUKBUK" .